poniedziałek, 30 lipca 2012

26.



Siedzimy u mojej siostry. Mieliśmy jutro jechać do Zakopanego, ale jedziemy w środę. Jednak nie obyło się bez wizyty u lekarza, Kamiś ma zapalenie ucha i antybiotyk,więc zdecydowałam, że zostaniemy dzień dłużej, żeby dostał przynajmniej 2-3 dawki antybiotyku, to może będzie się lepiej czuł i lepiej zniesie podróż. Coś pechowy ten nasz urlop.

sobota, 28 lipca 2012

25.

Od czwartku jesteśmy w Polsce. Wszystkie nasze plany wzięły w łeb, bo Kamiś nam się rozchorował. Najgorzej, że nie wiemy, co mu jest, bo ma tylko gorączkę i kiepski apetyt, ale tego można się było spodziewać. Trochę narzekał na ucho, ale nie wygląda to na zapalenie, bo przez większość czasu twierdzi, że go nie boli. Podpowiedziano mi, że może rośnie mu jakiś stały ząb z tyłu i jego ból lokalizuje jako ból ucha, ale nawet nie da sobie zajrzeć do buzi. Do tego upały koszmarne, więc siedzimy w domu u znajomych w stolicy. Miałam w planie odwiedziny u mojej siostry, ale nie wiadomo, czy tam w ogóle pojedziemy. We wtorek musimy jechać do Zakopanego, bo mamy wykupiony turnus rehabilitacyjny dla Kamisia i mam nadzieję, że do tego czasu samopoczucie Kamisia sie poprawi. 
Kamiś wyjazd przyjął bardzo źle, spodziewałam sie problemów, ale nie aż takich. Na lotnisku urządził nam full wypas histerię, że on nie chce lecieć, że sie boi latać, chce wracać do domu, nie chce być w powietrzu, itp., wył aż do wejścia do samolotu, dwa razy nam uciekł, dopiero później powoli się uspokoił. Przez to wszystko to mój lęk przed lataniem też się spotęgował i w pewnym momencie miałam dość. W samolocie Kamiś dostał nową książkę o podwodnych zwierzętach, którą dość długo studiował, a ja rozwiązywałam Sudoku, żeby nie myśleć i czas jakoś nam zleciał. Lot był spokojny, lądowanie trochę długie i nieprzyjemne, ale dolecieliśmy szczęśliwie, to najważniejsze. Wieczorem długo nie mogliśmy zasnąć, Kamiś zasnął dopiero około 23.00, ale obudził nas już o 5 rano z płaczem, że on nie chce być w Polsce, chce natychmiast wracać do Szkocji, do swojego pokoju, biurka i najważniejsze - komputera :-) Płacząc znów zaczął narzekać na ucho, więc dałam mu paracetamol i jakoś zasnał, ale obudził się około 7 rano. Był marudny, płaczliwy, w końcu położył sie i zasnał. Jak wstał to okazało się, że jest cały rozpalony, więc znów paracetamol, po którym trochę sie rozruszał. Wieczorem znów gorączka, tym razem dałam mu nurofen, który działa też przeciwzapalnie. Dzisiejsza noc spokojniejsza, o ile można spokojnie spać przy temeraturze 27 stopni, choć też była krótka pobudka około chyba 5 rano, kolejna dawka leku i pospaliśmy sobie do 9.00.  Dzis upał koszmarny, więc siedzimy w domu, jutro ma być nie lepiej. Cały dzień siedzę i wciskam Kamisiowi jedzenie i picie, bo inaczej nic by nie jadł. Darek po południu pojechał do siostry na Śląsk, niech przynajmniej on trochę skorzysta. Tak więc nieszczególny jest początek naszego urlopu. 

piątek, 20 lipca 2012

24.


Dziś rano Kamiś mnie przywitał: Nie lubię takiej mamy! Obudził się, a mnie nie było w łóżku, a przecież powinnam tam być, zawsze tam jestem jak on wstaje!
Różne były Kamisia zwyczaje związane z zasypianiem i spaniem, ale budzenie się w nocy i przychodzenie do mojego łóżka to już prawie rutyna. Jeszcze niedawno budził się w środku nocy albo nad ranem i mnie wołał, żebym do niego przyszła, musiałam wtedy siedzieć przy jego łóżku, aż zasnął (a czasem trwało to nawet kilkanaście minut), więc jak widziałam, że nie bardzo mu idzie ponowne zaśnięcie brałam go do siebie, gdzie zasypiał niemal natychmiast. Zmuszanie go, aby spał samodzielnie w swoim pokoju, w swoim łóżku, prowadziło do jeszcze większych frustracji i męczyło nas oboje, więc zrezygnowałam. Nocy całkowicie przespanych było może kilka w miesiącu.
Od kilku tygodni przestał wołać, tylko sam do mnie przybiega :-) Jak słyszę tuptanie, otwieram tylko lekko oczy, przesuwam się dalej, żeby mu zrobić miejsce i przykrywam kołdrą i tak sobie śpimy do rana. Czasami nawet zdarza mi się zdziwić rano, że on śpi w moim łóżku, bo w ogóle nie pamiętam momentu przyjścia :-) Po pobudce obowiązkowo musi być poranna porcja kotłowania, czyli wygłupy, łaskotki, przytulaski i wtedy dopiero można wstać.
A tutaj nagle dziś mamy nie ma! Wczoraj wieczorem zapomniałam uprzedzić Kamisia, że dziś będę szła wcześniej do pracy, więc będę też wcześniej wstawać i może mnie nie być w łóżku, jak on się obudzi. Takie wyjaśnienie zazwyczaj wystarcza. Na szczęście Kamiś obudził się jeszcze przed moim wyjściem, więc zdążyłam z nim chwilkę poleżeć i pogadać. Wtedy właśnie dostała mi się reprymenda :-)

wtorek, 17 lipca 2012

23.

 
Wlasnie skonczyl sie nam przedluzony weekend :-) Co roku tak gdzies okolo polowy lipca na koniec wielkiej letniej wyprzedazy jest tzw. Fair Monday czyli dodatkowy wolny dzien, tak zeby kazdy mogl sie jeszcze bardziej obkupic we wszelkie dobra po wielce promocyjnej cenie, a przy okazji nabic kiese marketom. Ja tez sie troche przyczynilam do nabijania tej kiesy przy okazji kompletowania wyprawki na nasz wyjazd do tropikalnej Polski :-) Bo u nas to prawie caly rok chodzi sie w kurtkach, dzinsach i pantoflach, jak jest zima to kurtka jest cieplejsza, wiosna i latem lzejsza, pod kurtke przez pol roku koszulki z dlugim rekawem, a przez kolejne pol z krotkim, a jak sie trafi kilka cieplejszych dni to kurtke zostawiamy w domu, bo reszta sie w zasadzie nie zmienia. Dlatego np. krotkie spodenki w naszych szafach nie wystepuja, letnie sandaly tez nie. My jak my, ale Kamis to w zasadzie musial dostac cala nowa garderobe, bo przez ostatnie miesiace to glownie chodzil w szkolnym mundurku, dlatego nie potrzebowal zbyt wielu zwyklych ubran. Jak ostatnio przejrzalam jego szafy, to okazalo sie, ze wiekszosc rzeczy jest juz za mala, tak szybko rosnie. Wiec od tygodnia robie listy, co ze soba wziac, co dokupic i latam po sklepach. A jeszcze jakies drobiazgi dla znajomych dzieci, cos dla doroslych, sporo tego. Dodatkowo nasilajacy sie z kazdym kolejnym dniem moj stres przed lataniem... Moze tak ktos by wreszcie wymyslil jakis szybki naziemny sposob podrozowania! W koncu latanie w przestworzach nie jest w naturze czlowieka, inaczej mialby skrzydla.
 
Czyzby Kamis nam dorastal :-) Ostatnio coraz czesciej zamiast gier edukacyjnych wlacza sobie gry Lego na komputerze, najciekawsze sa strzelanki, kryminalisci, potwory i wojny galaktyczne. A dzis wszedl na strone Lego dla dziewczynek, wybral sobie 3, wszystkie rude, i sie nimi z usmiechem zachwycal :-)
 

poniedziałek, 9 lipca 2012

22.

W sobotę Kamiś znów próbował wywołać awanturę, użył tego samego sposobu, co tydzień temu czyli zamykał drzwi, potem naciskał wiele razy klamką, jakby chciał je otworzyć jęcząc, że mają być przymknięte, a jak się przypadkiem otworzyły to natychmiast ponownie je zamykał i znów robił to samo. Ale ja tym razem nie dałam się w to wciągnąć i ryzykując uszkodzenie klamki twardo nie reagowałam. Znudziło mu się po jakichś 10 minutach, drzwi ocalały :-) Potem jeszcze próbował mnie sprowokować jęcząc, gdzie jest jego książka anatomiczna. Spokojnie mu odpowiedziałam, że w przedpokoju na półce, złapał ją, wyrzucił na dywan w swoim pokoju i trzasnął drzwiami, a potem przyszedł do mnie z jękiem, gdzie jest jego książka. Kolejna sytuacja też w sobotę, w autobusie. Coś go lekko sfrustrowało (nie jest to zbyt trudne), a ja nie chcąc awantury chciałam odwrócić jego uwagę i zaproponowałam mu krakersy, które bardzo lubi. Niestety, skutek był odwrotny, Kamiś zaczął wymyślać tym swoim jęcząco-płaczliwym głosem, że to płateczki i dlaczego nie wzięłam krakersów. Powiedziałam mu, że dobrze wie, że to krakersy, ale on dalej swoje, że on chce krakersy i dlaczego nie wzięłam, dobrze, że zaraz wysiadaliśmy, bo nie wiem, jakby to się skończyło.
Tak się zastanawiam, czy on te prowokacje robi specjalnie, czy chce na przykład zwrócić na siebie naszą uwagę (której i tak ma 98%) czy to jest w jakiś sposób niezależne od niego, tak jakby się nakręcał albo zawieszał na tej jednej rzeczy. Ostatnio też zaczął krzyczeć jak czegoś chce. Zawsze wtedy mówię mu, że ma przyjść do mnie i poprosić normalnym głosem. Postanowiłam sobie, że będę reagować spokojnie i nie dam się sprowokować, zobaczymy, co z tego wyniknie.

czwartek, 5 lipca 2012

21.


Po burzliwych przejsciach sprzed 2 dni dzis wpis troche lzejszego kalibru. Jak to Kamis chcial miec starszego brata :-) Kilka dni temu wracalismy z przedszkola i Kamis nagle mnie zapytal: Jak ja bede mial starszego brata to.... Zupelnie nie moge sobie przypomniec, o czym byla ta rozmowa i do czego mial byc potrzebny starszy brat, widocznie tak bardzo skupilam sie na samej koncepcji, ze reszta zniknela w zakamarkach pamieci... Zapytalam go, skad ja mu wezme starszego brata. Kamis odpowiedzial, ze z mamy brzuszka. Zaczelam mu tlumaczyc, ze z mamy brzuszka moglby byc mlodszy brat, ale Kamis upieral sie, ze ma byc starszy. Wolalam nie rozwijac tematu, bo proba negowania mozliwosci pojawienia sie starszego brata z brzuszka mamy mogla skonczyc sie awantura. Potem Kamis jeszcze dodal cos w stylu: I ten starszy brat, synek mamy, tej mamy... czyli mnie, jakby tak do konca nie umial sobie tego wszystkiego w glowie poukladac :-)
Kamis jest uswiadomiony w kwestii, ze dzidziusie najpierw rosna w brzuszku mamy, a potem pan doktor wyciaga je z brzuszka i dalej juz rosna same. Na szczescie jeszcze nie zadaje pytan, jak tam te dzidziusie sie dostaja :-) Kiedys doszedl do nastepujacego wniosku, za pomoca dedukcji: jak mnie zje lew, to zobacze jaki ma dlugi jezyk i bede w brzuchu lwa, ale kiedys bylem w brzuchu mamy, to mama mnie zjadla?

A to Kamiś ze swoją nową anatomiczną książką :-)


wtorek, 3 lipca 2012

20.


Mam dość! Czasem to bym go wsadziła do rakiety i wysłała w kosmos! Dziś dał taki popis, że cała jestem spocona i roztrzęsiona od walki z nim. Nie było żadnego powodu, spokojnie wróciliśmy do domu, chwilę jeszcze był  w ogródku, potem rozebrał się i poszedł wrzucić skarpetki do kosza na brudną bieliznę i od tego się zaczęło. Bo moja torba wpadła do kosza, ja chciałam ją wyjąć, a on mi zaczął ją wyrywać, że to jest jej miejsce, potem, że mam ją zabrać,  wpadł we wscieklość. Krzyczał, bił  mnie, kopał, wyrzucał mnie z pokoju by za chwilę mnie wołać, zamykał drzwi żeby natychmiast krzyczeć, że mam je otworzyć, rozebrał się do naga i wysikał do łóżka, teraz w nim leży. W jednej chwili zmienił się w zupełnie inne dziecko, jakby ktoś przycisk włączył. Nic nie działało, żadne tłumaczenia, prośby, groźby, cokolwiek zrobiłam jeszcze bardziej go rozwścieczało. W takich sytuacjach zupelnie nie wiem, co mam robić. Przydałby mi się całkowicie pusty pokój, gdzie mogłabym go zamknąć i niech się wykrzyczy, aż się uspokoi. Co się dzieje w tym mózgu? Kiedyś tak się nie zachowywał. Jak tak sobie przypominam, to te jego agresywne zachowania pojawiły się albo może nasiliły jak poszedł do szkoly. 
Teraz już mu chyba trochę przeszlo, siedzi w swoim pokoju, zerwał plakat ze ściany, przewrócił stolik, wyrzucił kartki, leży na zasikanym łóżku i ogląda książke o samolotach... I co ja mam zrobić? Ukarać go? A czy on w ogole coś z tego zrozumie? Czy się tym przejmie? Zabrałam komputer i zabroniłam slodyczy. Do tego jeszcze popsuł w przedszkolu okulary, znów trzeba będzie nowe kupować. Nie mam już sił....


Przycisk się wyłączył. Chciałabym też tak umieć siebie wyłączyć, ale wciąż jestem zła, na niego, na siebie, na swoją bezsilność, bezradność, brak cierpliwości, opanowania. Staram się, ale w pewnych sytuacjach jest to ponad moje siły. I czuję się z tym wszystkim sama...

Kamiś zachowuje się jakby nic się nie stało. Sam posprzątał pokój, zmieniliśmy prześcieradło, założył ubranie. Zapytał, czy jak posprząta, to dostanie komputer? A jak mnie przeprosi, to dostanie? Konsekwentnie i spokojnie odpowiedziałam, że nie. Nie zareagował histerią ani nawet złością, przyjął to spokojnie. Da się.

poniedziałek, 2 lipca 2012

19.


W sobote bylismy na zakupach. Oczywiscie nic nie kupilismy, bo stanie w jednym sklepie dluzej niz minute to dla Kamiasia zbyt duzo, zaczely sie jeki, gadanie bzdur, wymyslanie problemow, wiec czym predzej trzeba bylo sie z centum handlowego ewakuowac. Okazalo sie, ze obok jest rozstawione mini wesole miasteczko, wiec my z Kamisiem utknelismy tam, a Darek w tym czasie spokojnie przeszedl sie po sklepach. Zwykle unikamy jezdzenia na zakupy z Kamisiem, ale czasami robimy kolejna probe, a moze tym razem bedzie lepiej. Wydaje mi sie, ze kiedys bylo latwiej, byl bardziej cierpliwy i dluzej wytrzymywal, nawet dalo sie czasami z nim cos przymierzyc. Teraz ubrania kupuje mu sama na rozmiar, mierze dopiero w domu po dlugich namowach, jak cos nie pasuje to bez problemu mozna oddac albo wymienic.
Kilka dni temu Darek obiecal Kamisiowi ksiazke o samolotach, wiec odwiedzilismy przy okazji ksiegarnie. Ksiazki o samolotach nie znalezlismy, ale trafilismy na dzial edukacyjny dla dzieci, gdzie wpadla mi w oko ksiazka o budowie ludzkiego ciala. Jak Kamis ja zobaczyl to juz nie bylo mowy o odstawieniu jej na polke, zaczal jeczec, ze on musi miec te ksiazke, bo nie bedzie wiedzial, jak jest zbudowane jego cialo :-) No i trzeba bylo ja kupic. Rzeczywiscie jest bradzo fajna, ma duze kolorowe obrazki, przekroje przez rozne narzady, krotkie objasnienia i otwierane okienka. Kamis studiuje ja juz trzeci dzien i wciaz lapki lataja :-) A najciekawsza jest produkcja kupy... I przez to ksiazka stala sie dyzurna ksiazka lazienkowa :-)